Rokerka na Facebooku

środa, 23 marca 2016

Kobiety Muzyki I

1. Patti Smith
Dla mnie jest niezaprzeczalną królową rock'n'rolla. Kiedy wpadłam na pomysł stworzenia tego wpisu, ona pierwsza przyszła mi na myśl. Patti Smith można spokojnie zaliczyć go grona najważniejszych artystek w historii muzyki rockowej. Jest jedną z pierwszych, która łączyła muzykę ze społecznym zaangażowaniem, a także należy do protoplastów punk rocka. 


Przyszła na świat 30 września 1946 roku w Chicago. Od najmłodszych lat interesowała się szeroko pojętą sztuką, między innymi poezją oraz malarstwem. W 1967 roku przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie zamieszkała z fotografem Robertem Mapplethorpem. I tu już na początku polecę jej autobiografię "Poniedziałkowe Dzieci", gdzie w niesamowicie barwny i obrazujący sposób opisuje swoje życie w Nowym Yorku - studia, początki kariery i Roberta. 

Zanim zajęła się na poważnie graniem, prezentowała napisane przez siebie wiersze. Czytała je do akompaniamentu gitary, na której grał jej kolega, Lenny Kaye. 


Około roku 1974 powstała formacja Patti Smith Group, która stała się jedną z najważniejszych, jakie pojawiały się w legendarnym nowojorskim klubie CBGB. Rozpoczęto, więc pracę nad materiałem, który miał wypełnić pierwszy album. W 1975 roku ukazał się w jej barwach krążek "Horses". Od samego początku Smith dała do zrozumienia, że jest postacią nietuzinkową. Swoimi tekstami wprowadziła muzykę rockową na nowy, intelektualny poziom. Otwierający płytę utwór "Gloria" (klik), rozpoczynał się dodatkowymi słowami recytowanymi przez Patti: "Jezus zmarł za grzechy innych, ale nie moje…". Warto dodać, że "Horses" uchodzi za jeden z najważniejszych i najbardziej ekscytujących debiutów w historii szeroko rozumianej muzyki rozrywkowej, a jego czarno-biała okładka z fotografią Patti, należy do najbardziej rozpoznawalnych.  Po przerwie, spowodowanej rekonwalescencją urazów szyi jakie doznała na koncercie, do grania powróciła w 1978 roku, z longplayem "Easter", który okazał się największym sukcesem z dotychczasowego dorobku Patti Smith Group. Trafiła na niego kompozycja "Because the Night", napisana we współpracy z Bruce'em Springsteenem (polecam również sprawdzić wersję Bruce'a klik :)). Z pewnością można zaliczyć ją do grona najbardziej znanych przebojów Patti. 



Jak już zostało wspomniane na początku, Patti Smith, niejednokrotnie angażowała się w sprawy społeczno-polityczne. W tekstach często poruszała drażliwe tematy jak wojna w Wietnamie. Otwarcie krytykowała agresję USA na Irak, jak i prowadzoną przez George'a W. Busha politykę globalną. 



W trakcie trwającej z przerwami, niespełna czterdzieści lat kariery, Smith była laureatką wielu nagród i nominacji. Kilkakrotnie była też nominowana do statuetki Grammy - muzycznego odpowiednika Oscara. Pozostając przy temacie osiągnięć Patti należy wspomnieć, że 12 marca 2007 roku została wprowadzona do Rock & Roll Hall of Fame, wraz z zaprzyjaźnionym zespołem R.E.M.




2. Joan Jett
Joan Jett to amerykańska wokalistka, gitarzystka i kompozytorka, znana przede wszystkim jako liderka zespołu Joan Jett & the Blackhearts. Artystka obecna jest na scenie od połowy lat 70. i od tamtej pory zrealizowała kilkanaście albumów i dorobiła się wielu przebojów z "I Love Rock 'n' Roll" i "Bad Reputation" na czele.



- Dorastałam w świecie, w którym dziewczynom mówiono iż nie mogą grać rock and rolla - opowiadała Jett w rozmowie z Mary Campbell. - Moi rodzice nauczyli mnie jednak, że mogę być kimkolwiek zechcę, co bardzo mnie podbudowało. Oczywiście liberalnie nastawieni rodzice od najmłodszych lat wspierali zainteresowania przyszłej gwiazdy. W domu słuchało się dużo muzyki, dziewczyna była też zabierana na koncerty. Kiedy skończyła 13 lat, na gwiazdkę rodzice podarowali jej pierwszą gitarę elektryczną. 



Zaczęło się od Black Sabbath, prawdziwym objawieniem był jednak moment, kiedy po raz pierwszy dowiedziała się o glam rocku i o artystach pokroju T. Rex, Gary Glitter, Slade czy David Bowie. Nastoletnia Jett zaczęła rozmyślać więc o założeniu całkowicie dziewczęcej grupy rockowej. W skompletowaniu zespołu wspomógł artystkę producent Kim Fowley, którego poznała podczas jednego z koncertów w Hollywood. To on przedstawił jej perkusistkę Sandy West, a także pomógł odnaleźć kolejne trzy instrumentalistki. Dziewczęca grupa przyjęła nazwę The Runaways. Choć jej okres działalności to zaledwie kilka lat udało się jej odnieść spory sukces. W 2010 roku w Hollywood powstał film biograficzny o zespole, pod tytułem "The Runaways", który bardzo polecam :D. The Runaways przetrwało do 1979 roku - do tego czasu kapela zrealizowała pięć albumów. - Wszystko rozpadło się z powodu różnic muzycznych - tłumaczyła Jett. - Część dziewczyn chciała iść w bardziej cięższą stronę, a ja zamierzałam trzymać się bardziej mainstreamowej strony rock and rolla i punk rocka. Powiedziałam więc "OK., nadszedł czas abyśmy powiedziały sobie do widzenia". 



Jett osiadła w Nowym Jorku, gdzie zabrała się za przygotowania autorskiego debiutu. Gotowe dzieło ukazało się w 1980 roku pod tytułem "Joan Jett". W kolejnym roku label przygotował reedycję dzieła - krążek ukazał się wtedy pod zmienionym tytułem "Bad Reputation". Pod względem brzmieniowym, płyta zawierała bardziej tradycyjny rock, w odróżnieniu od ocierającego się o punk repertuaru poprzedniej formacji Joan. Po wznowieniu debiutanckiego krążka, Jett postanowiła znowu stać się częścią większej całości i powołać do życia kolejny zespół. Joan zamieściła na łamach "L.A. Weekly" ogłoszenie o treści: "Poszukuje trzech dobrych kolesi". Do pierwszego składu załapali się w ten sposób gitarzysta Ricky Byrd, basista Gary Ryan oraz perkusista Lee Crystal. Nowo powstały twór otrzymał szyld Joan Jett & the Blackhearts. W listopadzie 1981 roku na rynku pojawił się sygnowany nazwą zespołu krążek "I Love Rock 'n' Roll". Krążek przyniósł Joan międzynarodową sławę, a promujący zestaw utwór tytułowy do dzisiaj jest największym przebojem w dorobku Amerykanki. 



Lata 90. były okresem szczególnym, z powodu pojawienia się na uboczu sceny punkowej ruchu feministycznego o nazwie Riot Grrrl, którego Joan stała się ikoną. Jego głównym założeniem był bunt przeciwko światu, zdominowanym przez mężczyzn. Jett nie tylko symbolicznie wspierała ruch, ale także w bardziej namacalny sposób. Zajęła się m.in. produkcją krążka związanego z nim zespołem Bikini Kill.


Do dzisiaj Jett gra koncerty z The Blackhearts. We wrześniu 2011 roku Jett znalazła się wśród nominowanych do Rock And Roll Hall of Fame.




3. Anja Orthodox
Myślę że w tym pierwszym zestawieniu "Kobiet muzyki" musi pojawić się również Polka. A pierwszą wybitną artystką jaka przyszła mi do głowy jest Anja Orthodox. Wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów i muzyk.  Sławę zawdzięcza głównie występom z zespołem Closterkeller.



Anja Orthodox, a właściwie Anna Kumala urodziła się 24 grudnia 1964 roku w Warszawie. Ukończyła zootechnikę w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Zanim zajęła się muzyką, przez osiem lat była statystką w Teatrze Wielkim w Warszawie. 



Zaczęła śpiewać w 1987 roku i wkrótce została wokalistką zespołu Closterkeller, z którym związana jest do dziś. Zespół wydał do tej pory dziewięć albumów i zdobył sporą popularność. Orthodox występuje także ze swoim solowym materiałem, jednak nigdy nie wydała go na płycie. 



Anja Orthodox śpiewała gościnnie z innymi artystami, jak: Wilki, Sweet Noise, Voo Voo, IRA, Sexbomba, Piersi, Kobranocka, Golden Life, Krzysztof Cugowski, Beata Kozidrak i inni. Pisała teksty dla takich zespołów jak Virgin czy Volver. Jest autorką felietonów dla magazynów i portali internetowych.



poniedziałek, 21 marca 2016

11 zespołów metalowych, które robią mi dobrze

11. Amorphis
Pamiętam ich jeszcze z czasów gdy kończyłam gimnazjum, wtedy było to dla mnie jedno z mocniejszych brzmień jakiego słuchałam. Zawsze z miłym sentymentem wracam do ich obszernej dyskografii. Zmiana wokalisty w 2005 roku, z Koskinena na Tomi Joutsena wyszła zespołowi na dobre. Mimo, że za melodyjnym metalem nie przepadam, to Amorphis jest w tym przypadku wyjątkiem. Według mnie cudownie łączą death metal z elementami swoistego, fińskiego folkloru. Płyty pokroju "Skyforger", czy "Far From The Sun" nigdy mi się nie znudzą i włączam je bardzo często, gdy chcę posłuchać właśnie czegoś lekkiego, pełnego melodii i rytmu. Na ostatniej płycie "Under The Red Cloud" nieraz mamy okazję usłyszeć pianino, które perfekcyjnie pasuje do ich brzmienia. Moim faworytem z tego krążka jest utwór "Dark Path", który potrafię słuchać w kółko i nie mogę się doczekać gdy usłyszę go na żywo na początku kwietnia, gdy Amorphis zawita do Wrocławskiego klubu Alibi.




10. Batushka
Coś czego nigdy wcześniej nie słyszałam. Coś bardzo intrygującego i oryginalnego. Sama tożsamość muzyków, owiana tajemnicą, już skłania do tego, aby choć na chwilę zatrzymać się przy ich muzyce. Mają na swoim koncie jednego LP "Litourgiya", a z tego co widzę w internecie i przy rozmowach ze znajomymi, udało im się wywołać niemałe poruszenie na podziemnej (i nie tylko) scenie blackmetalowej. Czasem ich muzyka lekko kojarzy mi się z Holllenthon, jednak i tak ciężkie brzmienie blackmetalowe w połączeniu z cerkwijnymi (?) pieśniami, chorałami, daje miażdżący, jedyny w swoim rodzaju efekt. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na koncert w Polsce, w końcu w ojczyźnie mogliby zagrać ;).




9. Death
Jeden z prekursorów death metalu. Po przesłuchaniu ich całej dyskografii doszłam do wniosku, że czegokolwiek Chuck Shuldiner się dotknął, stawało się wyjątkowe. "Scream Bloody Gore" i "Spiritual Healing" należą do albumów, które mam obowiązkowo wgrane na iPodzie. Zauważyłam, że często z zespołami jest tak, że początek mają wybitny, a później z czasem ich moc słabnie. Jednak to stwierdzenie nie tyczy się Deathu. "The Sound Of Perseverance" to jeden z moich ulubionych albumów wszech czasów, który nigdy się nie nudzi, a za kawałki "Voice Of Soul", "Story To Tell", czy "Painkiller" - Chuck wielkie brawa!



8. Drudkh
Kolejny "dziwoląg", którego odnalazłam w nieskończonej otchłani dobrej muzyki na yt. Są z Ukrainy, powstali w 2002. W tekstach poruszają tematy związane z naturą, wierzeniami słowiańskimi, wykorzystują również teksty wierszy, choćby niesamowitej Liny Kostenko. Najbardziej zachwycił mnie album "Autumn Aurora", który nie ma złych momentów. Utwory są ułożone w idealnej kolejności, zwłaszcza przechodzące jeden po drugim "Summoning The Rain" i "Glare Of Autumn". Nazwa zespołu oznacza "las" w sanskrycie (Indie).



7. Ulver
Lubię Norwegię :), a Ulver lubię przede wszystkim za ich początki. Płyta "Bergtatt" jest jednym z lepszych black metalowych dzieł jakie słyszałam, a "Capitel V" - mistrzostwo. Przysłuchajcie się tekstom napisanym w odmianie duńskiego. Drugi krążek "Kveldssanger", zaskoczył mnie zmianą brzmienia, na o wiele spokojniejsze, ale również bardzo je cenię. Przeczytałam później, że to pierwsza w historii całkowicie akustyczna płyta, nagrana przez zespół metalowy. Wszystkie kompozycje były wykonane wyłącznie za pomocą gitary akustycznej, której towarzyszył czysty śpiew wokalisty Rygga. Jeśli ktoś, podobnie jak ja, lubi odkrywać takie nietypowe, wychodzące poza schematy dźwięki, to przesłuchanie tej płyty jest obowiązkowe.



6. Secrets Of The Moon
Kiedy nudzi mi się w pracy i nie mam klientów, siadam przed komputerem i przeglądam sklepy internetowe z płytami. W ten sposób wpadłam na "Secrets Of The Moon". Mam manię na punkcie księżyca, więc widząc nazwę zespołu, musiałam go sprawdzić. Nie mogłam się nadziwić, jak udało mi się znaleźć coś tak dobrego. Naprawdę, nie przesadzam. Pokazywałam ten zespół wielu znajomym i wszyscy byli zachwyceni. "Antithesis" męczyłam dzień w dzień, przez długi czas. Posłuchajcie "Versus" z tego krążka, zakochacie się od pierwszego dźwięku.



5. Decapitated
Jeden z pierwszych polskich, metalowych zespołów jaki poznałam. Grają na żywo, równie niesamowicie, jak na płytach. Mam wrażenie, że każdy członek zespołu jest wręcz stworzony dla instrumentu na jakim gra, a wokalowi nigdy nie można nic zarzucić. Jeden z pierwszych LP "Nihility", nagrany jeszcze z Vitkiem, puszczam zawsze kiedy jestem zła. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale ta płyta tak odpręża i relaksuje, że mój gniew przechodzi i momentalnie się uspokajam. Koncert na ubiegłorocznym Woodstocku był według mnie najlepszy na całym festiwalu, mam nadzieję że uda im się w tym roku również dostać na Dużą Scenę.



4. Mgła
Niepodważalnie (wg mnie) najlepszy polski zespół black metalowy. Wiem, że ludzie mówią, że to jakiś pseudo, post... bla bla bla... black metal. Niech mówią. Słysząc pierwszy raz ich krążek "With Hearts Toward None" myślałam ze są ze Skandynawii. zmylił mnie też zapis ich nazwy na yt - "Mgla", zamiast "Mgła". Kolejna płyta "Exercises In Futility" wydana rok temu, utwierdziła mnie w przekonaniu, że oni nie mają złych momentów w swojej twórczości. Najbardziej fascynuje mnie w tym zespole niezwykle melodyjne brzmienie gitary. Usłyszałam to dopiero, kiedy wsłuchałam się w "Grozę" w słuchawkach. Właśnie to jest główny powód, dlaczego ich muzyka jest dla mnie tak wyjątkowa.



3. Darkthrone
Wracamy do Norwegii. Darkthrone jest zespołem przez który na dobre zaczęłam słuchać black metalu. Slysząć ich płyty "Transilvanian Hunger", "Blaze In The Northern Sky", czy "Panzerfaust", starałam się zrozumieć, dlaczego tak długo wzbraniałam się przed taką muzyką. W przypadku tego projektu sprawdza się zasada "więcej znaczy mniej" - Fenriz i Nocturno Culto w zupełności starczą do tworzenia muzyki, która na stałe zapisuje się w pamięci. Oczywiście nie chcę tu umniejszać roli, choćby Zephyrousa. Bardzo cenię "Soulside Journey", uwielbiam techniczny metal, ale cieszę się że Darkthrone po tej pierwszej płycie, zmienił swój wizerunek i pojawiło się "A Blaze In The Northern Sky". Muszę przyznać, że na ich ostatniej płycie "The Underground Resistance", słyszę trochę thrashu, ale to brzmi dobrze :D



2. Satyricon
Kolejny norweski duet, który sprawia, że mam ochotę przeprowadzić się do Skanynawii ;) Pamiętam szok jaki doznałam po oglądnięciu w liceum teledysku do "Mother North" ;]. "Dark Medieval Times" i "Nemezis Divina" są dla mnie definicją perfekcyjnego, ascetycznego blacku. Kiedy zobaczyłam pod koniec tamtego roku ich występ w Operze w Oslo, gdzie wraz z chórem zagrali swoje największe przeboje, nie mogłam oderwać wzroku od ekranu komputera. Nigdy nie widziałam i nie słyszałam czegoś takiego. Połączenie gitar, perkusji Frosta i wokalu Satyra z najlepszym w Norwegii chórem występującym w Operze Narodowej - mistrzostwo. To cudowne jak niektóre kraje doceniają prawdziwą, wspaniałą muzykę. Wstawiam link do całego koncertu, bo naprawdę warto oglądnąć i przesłuchać.



1. Bathory
Wiem, nie jestem oryginalna twierdząc, że to najlepszy metalowy zespół wszech czasów. Ale takie są fakty ;). Ace "Quorthon Set" Thomas Forsberg to najbardziej znaczący muzyk black metalowy, mający jednocześnie największy wpływ na kierunki rozwoju tego gatunku. Nadal jest inspiracją dla wielu zespołów, a płyty takie jak "Bathory", "The Return......", czy "Hammerheart" są podstawą gatunku. Koniec kropka.