Czasem zastanawiam się co by było gdybym nie słuchała rocka.
Co by było gdyby ojciec nie zabierał mnie od podstawówki na Woodstock i nie
podrzucał co jakiś czas płyt Pidżamy Porno, Jimiego Hendrixa, Republiki,
Nirvany. Takimi zabiegami udało mu się wyplenić ze mnie we wczesnych latach
młodości, słuchanie popowego mainstremu. Schowałam do kartonu płyty Britney
Spears, a na ich miejsce pojawili się Sweet Noise, Dżem, Mettalica, Pink Floyd,
Green Day. Dziwna przeplatanka gatunków muzycznych, ale od tego zaczynałam.
Dziś uważam, że mój gust muzyczny jest jako tako ukształtowany, ale aby do tego
doszło, musiało minąć sporo czasu i sporo dźwięków.
Z czasem, gdy zaczęłam gimnazjum zaczęłam poznawać ludzi
słuchającej podobnej muzyki do tej co ja. Zaczęłam grać na gitarze, chodzić do
znajomych na garaż, gdzie leciał Tool, S.O.A.D., Slipknot. Tool szczególnie
wrył mi się w pamięć, ale to opowieść na osobny wpis. Słuchaliśmy też dużo
punka, i chodziliśmy na masę punkowych koncertów. Właściwie wszyscy grali wtedy
punka – był prosty, niósł przekaz, muzyka idealna na okres buntu ;). Powoli w
tym miszmaszu dźwięków i słów zaczęłam wyodrębniać te które mi odpowiadały. W
gimnazjum i liceum, przeszłam również przez czasy emo, ale nie ma chyba co
pisać o czasach, które nigdy już nie wrócą (oby ;)). Może zabrzmi to
trywialnie, ale po tych parunastu latach, mam wrażenie, że Przystanek Woodstock
w dużej mierze ukształtował to kim jestem. Wiem, że wielu pomyśli – „brud,
smród, kompletny brak moralności”. Tak nie jest, a na pewno nie było, gdy
miałam te kilka lat (a dokładnie 8), kiedy pierwszy raz wyjechałam z tatą do
Żar. Nawet do końca nie wiedziałam, co to do końca jest, ten Woodstock, ale
pojechałam. Do dziś nie żałuję. Przeżyłam tam najpiękniejsze chwile życia,
poznałam czym jest przyjaźń, serdeczność, zaufanie, czyste dobro i wolność.
Polecam wszystkim podróż tam, bo kto wie, może odkryjecie siebie na nowo J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz